Rodzina św. Faustyny

                              Dnia 15 lutego 1935 roku, siostra Faustyna za zgodą przełożonej opuszcza klasztor w Wilnie i wyjeżdża “na parę dni do umierającej matki” (Dz. 395 nn.). Po wielu latach rodzeństwo św. Faustyny wspominało te pierwsze chwile spędzone razem, które w “Dzienniczku” zostały opisane słowami:

“Po przywitaniu zaraz upadliśmy wszyscy na kolana, by złożyć Bogu dziękczynienie za łaskę,
że mogliśmy się jeszcze raz w życiu wszyscy zobaczyć”

(Dz. 397).

Te i następne słowa z “Dzienniczka” doskonale ilustrują duchowość rodziny Kowalskich, szczególnie rodziców Stanisława i Marianny:

“Kiedy widziałam, jak ojciec się modlił, zawstydziłam się bardzo,
 że ja po tylu latach w Zakonie nie umiełabym się tak szczerze i gorąco modlić,
 toteż nieustannie składam Bogu dzięki za takich rodziców”.

          Jaka tajemnica serc Marianny i Stanisława Kowalskich, kryła się za tą pochwałą wypowiedzianą przed Bogiem Ojcem przez naszą Świętą:

” nieustannie  składam Bogu dzięki za takich rodziców “…

                                   – O, św. Siostro Faustyno,  teraz składasz Bogu dzięki  przed Jego tronem, na wieki.

                          W pamięci dzieci ojciec pozostał jako człowiek o wielkim sercu i ciężkiej ręce. Wymagał od siebie ponad miarę, od dzieci żądał bezwzględnego posłuszeństwa. Pracował do upadłego,
aby wykarmić liczną rodzinę. Jego synowie i córki od najmłodszych lat włączeni byli w trud rodziców.

           Helena – w zakonie S. Maria Faustyna – przyszła na świat jako trzecie, z dziesięciorga dzieci Stanisława Kowalskiego i Marianny z domu Babel. Ojciec Helenki pochodził ze Świnic Warckich, z tzw. Zagórza. Jako kawaler pracował w browarze, w pobliskim Dąbiu n/Nerem, gdzie poznał swoją przyszłą żonę. Rodzice Helenki pobrali się 28 października 1892 roku; wówczas Marianna miała szesnaście lat. Niebawem przenieśli się do Głogowca, gdzie nabyli siedem i pół morgi słabej ziemi i mały skrawek łąki, która miała zapewnić byt trzem krowom, jakże przydatnym w wielodzietnej rodzinie. W roku 1900 małżonkowie Stanisław i Marianna wybudowali dom, z wapiennego kamienia o charakterystycznym dla tych stron żółtym odcieniu. Dach chaty zwieńczony był słomianą strzechą, a wnętrze składało się jednej izby, dużej sieni i jak w każdym domu, ciepłej kuchni, do której ojciec w porze zimowej przenosił swój warsztat ciesielski. Był stolarzem i cenionym w okolicy cieślą. Przy domu była studnia, a obok niej “chlebownik” – warsztat pracy Marianny; na dużych liściach łopianu wypiekała duże, pachnące na całą wieś bochny chleba. Nieopodal znajdowała się kapliczka zawieszona na gruszy.

“O, jak się wszystko zmieniło przez te 10 lat, jak nie do poznania:
ogród był taki mały, a teraz nie do poznania,  
bracia i siostry byli jeszcze mali, a teraz nie mogę ich rozpoznać,
wszyscy dorośli,  i zdziwiłam się, że nie zastałam ich takich, jak żeśmy się rozstali”

(Dz. 399).

                 Tak po latach wspominała św. Siostra Faustyna swój dom, kiedy przybyła na Głogowiec w lutym 1935 roku do konającej matki. Jakie słowa zapisała by dzisiaj, gdyby stanęła pośród pątników nawiedzających to miejsce…

              Najstarsi ludzie w wiosce mają w pamięci i to wspomnienie:

 – Matka św. Siostry Faustyny, kiedy piekła chleb, a czyniła to zazwyczaj na początku tygodnia – zawsze miała kromkę pachnącego pieczywa dla przechodzących drogą dzieci… Przymrużając oczy, lekko się prostują i jakby czując w powietrzu świeży chleb, uśmiechają się do wspomnień z dzieciństwa…

               Dzisiaj w Świnicach Warckich są dwie piekarnie. Wieczorem, gdy mieszkańcy szykują się   na nocny spoczynek, po okolicy rozchodzi się miła woń pieczonego chleba… i przypomina chwile, które minęły i każe Bogu dziękować, że dzieci nie pójdą jutro do szkoły  bez kromki powszedniego chleba…

          Na wielką próbę wiary wystawieni byli małżonkowie Marianna i Stanisław. Podobnie jak biblijni, Elżbieta i Zachariasz –  nie mieli potomstwa. Przez dziewięć lat dźwigali krzyż samotności, modląc się żarliwie i ufając we wszechmoc Boga. Pan, wysłuchał ich wołanie. Wystawił ich na tak wielką próbę dlatego, aby jak w życiu Elżbiety i Zachariasza, objawiły się wielkie dzieła Jego…

              W roku 1902 przyszła na świat Józefa, a w 1903 Ewa zwana Gienią. Oba porody Marianna znosiła bardzo ciężko. Trzecim dzieckiem była Helenka, urodzona w 1905 r.; przyszła na świat stosunkowo łatwo i przyniosła ze sobą błogosławieństwo: następne dzieci rodziły się bez komplikacji. Po niej była Kazimiera, która zmarła w dzieciństwie; Natalia (1908 r.), Bronisława, która również w dzieciństwie odeszła do Pana, Stanisław (1912 r.), Mieczysław (1915 r.), Lucyna (1916 r.) i najmłodsza – Wanda (1920 r.).

          Rodzina Kowalskich z Głogowca dzieliła te same bóle i cierpienia, marzenia i nadzieje, jakie nosiło wiele ówczesnych polskich rodzin, którym przyszło żyć w czasach niewoli i trudnej, dopiero co odzyskanej  wolności. Bieda, która nie stała za progiem chaty, lecz zasiadała każdego dnia razem z domownikami za stołem, nie odbierała im wiary, lecz ją  wzmacniała, czyniąc solidarnymi z Synem  Bożym, który w ubóstwie przyszedł na świat, aby wypełnić wolę Miłosiernego Ojca. Z takiej rodziny, skromnej i poddanej Opatrzności Boga, powołał na  służbę swego Miłosierdzia Chrystus Helenę. Nadziwić się nie możemy, że właśnie na to uniżenie wejrzał Pan…  Z pewnością w wieczności, w nieustannym zdumieniu, za te wielkie rzeczy, które Jej uczynił Król Miłosierdzia – uwielbia Go Helenka, św. Siostra Faustyna Kowalska.

                  Modlitwa św. Faustyny:

“Bądź błogosławiony, o Boże, za wszystko, co mi zsyłasz.
 Bez woli Twojej nic się nie dzieje pod słońcem,
nie mogę przeniknąć tajemnic Twoich względem mnie,
ale przykładam usta do podanego mi kielicha”
(Dz. 1208).